Sam nie wiem co powiedzieć, bo to zależy od sytuacji. Zawsze próbuję nagrania na sucho, potem z kwantyzacją, różnymi opcjami, dostaje shizów na punkcie perfekcyjności wykonania, wyrównuję coraz bardziej do lini, uznaje, że jest ok, zostawiam na drugi dzień, a potem i tak wracam do oryginalnego wykonania bo dochodzę do wniosków, że właśnie te wykonanie z ręki ma feeling i to jest ważniejsze niż granie jak robot z sekwencera :). Zgięcie technologiczne, ech.
Tzn tak, jeżeli chodzi o wszelką elektronikę to staram się robić w miarę równo do linii, a właściwie do rytmu, żeby np. perkusja się nie rozjeżdzała, arpy równo chodziły itd. Do orkiestry jednak zawsze robię z ręki i kwantyzacja tutaj nie działa, fortepian tak samo, bębny wszelakie również, bo właśnie ta muzyka istnieje dzięki niedoskonałościom, zresztą nie po to gram już od dawna na fortepianie, żeby potem w sekwencerze dłubać, wolę tutaj z 10 nagrań zrobić ale jako ciągłość, nie szatkować na podejścia :). Słuchając po 8 godzin jednej i tej samej melodii faktycznie jak wyżej można zacząć usuwać takie rzeczy ale lepiej tego nie robić. Tak jak - po co nagrywać z ręki, kwantyzować do lini a potem używać jakichś swingów czy humanizacji ;).
No a co do latencja vs poprawne wykonanie to przy 11ms idzie się dostosować i np. fortepian nie rozjeżdża się do bitu. Jeżeli nagrywam solo to w sumie nie ma problemu. Zawsze można przesunąć całość o kilka milisekund w tył i wtedy pasuje. Generalnie nie ma problemu z tym, mimo że różnica jest. Jakiś czas temu nagrywałem liniowo fortepian z jakiegoś cyfrowego Rolanda po kablu - latencja oczywiście była ale rozwiązałem to prosto - wyłączyłem odsłuch tego co się nagrywa w DAW a słuchawki wpiąłem bezpośrednio do instrumentu pomijając latencję. Podkład leci w tle (opóźniony latencją) a ja słyszę dokładnie to co gram z Rolanda. Po skończeniu nagrania po prostu przesunąłem delikatnie i całość pasowała idealnie :). Trochę pogmatwałem ale myślę, że wiadomo o co chodzi.